
9 maja, wczesny poranek – po załadowaniu rowerów, towarzystwo z Kalisza, Ostrowa, Gołuchowa i Lezionnej udało się w trzydniową wyprawę do woj. kujawsko-pomorskiego. Po dotarciu do Biskupina, grupa przesiadła się na rowery i udała się do:
- Wenecji, gdzie znajduje się Muzeum Kolei Wąskotorowej, ruiny XIV-wiecznego zamku Mikołaja Nałęcza, zwanego "krwawym diabłem" oraz budzące podziw średniowieczne machiny oblężnicze, tarany i katapulty o ogromnych rozmiarach i zasięgu,
- Barcin – nieczynny dworzec kolejowy + wieża ciśnień,
- Piechcin – stary kamieniołom (kilka lat temu zalany wodą), tworzący aktualnie piękny akwen o turkusowych przejrzystych wodach i głębokości do 20 m – raj dla nurków.
Po nasyceniu wzroku, towarzystwo udało się bocznymi drogami, gdzie nad głowami kursowały im wagoniki z urobkiem wapienia kolejki dwulinowej "Janikosody" o długości ponad 7 km. Mając na swoich licznikach po 40 km, rowerzyści stanęli przed pruskim ratuszem z 1907 r. w miejscowości Pakość – liczącej około 5,5 tys. mieszkańców i posiadającej "Kalwarię pakowską", składającą się z 25 rozlokowanych w całym mieście kaplic pasyjnych. W Kościelcu podziw nasz wzbudził kamienny kościół z 1297 r. pw. św. Małgorzaty, gdzie znajduje się piętrowy nagrobek Kościeleckich z wykutymi półleżącymi postaciami, imitującymi "śpiących rycerzy". Z kościołem tym związane są losy kard. J. Glempa, gdzie przystąpił do Pierwszej Komunii Świętej i służył wiele lat jako ministrant. Stamtąd, po zapakowaniu rowerów, wróciliśmy do naszej "Przystani Biskupińskiej".
Następnego dnia (sobota, 10 maja) po śniadaniu, spacerkiem udaliśmy się do rezerwatu archeologicznego – pozostałości grodu kultury łużyckiej z VIII stulecia przed naszą erą. Tam niegdyś w chatach mieścili się osadnicy, zajmujący się kowalstwem, rybołówstwem, młynarstwem, rolnictwem, dziegciarstwem itd. Zamieszkiwana wówczas wioska nazywana była Stari Biskupici, co oznacza ludzi od dawna należących do biskupa.
Wróciwszy do bazy, transportem kołowym przyjechaliśmy do miejscowości Wilczyn, gdzie sprzed drewnianego kościółka z 1781 r. pw. św. Tekli ruszyliśmy przed siebie, zwiedzając po kolei Wójcin, Ostrowo (nad Jeziorem Ostrowskim zdjęcie zbiorowe), Marcinkowo, Wylatowo (kolejny drewniany kościół i tajemnicze znaki obcej cywilizacji, której nie znaleźliśmy), Duszno (zabytkowa kuźnia w dobrym stanie z bocianami na kominie) i Ławki (rodzinny dom Hipolita Cegielskiego). Mimo ciągłej jazdy pod wiatr i sporych wzniesień, zaliczyliśmy Palędzie Dolne. Znajduje się tam otworowa kopalnia soli "Moglino" ze stalowymi wieżami. Do otworów pod ciśnieniem 40 atm. tłoczona jest woda, którą czerpie się z oddalonego o 20 km Jeziora Kierzkowskiego. Na głębokości od 900 do 1400 m wypłukuje się sól, która w postaci solanki wypompowywana jest na powierzchnię, gromadzona w zbiornikach i transportowana 28-kilometrowym rurociągiem do zakładów w Janikowie i Inowrocławiu. Następnie mijamy Niestronno, gdzie na plebanii czekał na nas od rana placek upieczony przez "Michałową". Przez zmianę harmonogramu dnia obyliśmy się niestety smakiem... Kolejne drewniane parafie to Ryszewko i Gąsawa wraz z dworcem kolei wąskotorowej. Po przybyciu na pokoje, czekali na nas nowoprzybyli znajomi i rodziny. Szybka kąpiel, szybka kolacja i... długie ognisko z kiełbaskami i z wesołym towarzystwem.
Niedzielny poranek nie zapowiadał się pogodnie, ale dla cyklistów w zwiększonym składzie zaliczenie Rzymu i Paryża bardzo kusiło. W Marcinkowie Górnym przy pomniku sandomierskiego księcia Leszka Białego na koniu, zamordowanego w roku 1227 właśnie w tej miejscowości, kaliszanie udokumentowali swój pobyt. Kolejne zwiedzane w tym dniu miejscowości to: Grochowiska Szlacheckie z XVIII w. (z wiecznym pałacem, a obecnie restauracją), Rzym (ale nie Roma, dlatego brak było Koloseum i Watykanu…), Kołdrąb (tu w oczekiwaniu na umówione spotkanie z ks. Janem, zostaliśmy zaproszeni do pobliskiego neogotyckiego dworu, zwanego pałacem, w którym obecnie mieści się dom dziecka). Po półgodzinnej rozmowie z panią kierownik przyszedł czas na proboszcza, który w kościele pw. św. Jana Chrzciciela przybliżył nam historię swojej parafii. Następnie przejechaliśmy się do oddalonej o 3 km wsi Skórki, gdzie nad stromym brzegiem jeziora Tonowskiego tenże ksiądz w malutkiej drewnianej kaplicy z ceglaną posadzką odkrywał nam tajemnicę tej "budowli" i zdradził sekret ołtarza głównego.
Po ciepłym pożegnaniu, przy zjazdach, podjazdach, jeździe z wiatrem i pod wiatr, z pięknymi widokami na nisko położone jeziora zaliczaliśmy kolejne wsie, by w końcu dotrzeć do Paryża. Niestety ani Wieży Eiffla, ani katedry Notre Dame, ani też Placu Pigalle nie udało nam się znaleźć, dlatego zadowoliliśmy się pobytem pod miasteczkiem westernowym "Westerado City" w Bożejowiczkach, skąd wróciliśmy na nasze kwatery, by po godzinie pożegnać Pałuki i wrócić do Kalisza, gdzie z minutową dokładnością na dworcu kolejowym pożegnaliśmy kolegę Krzysztofa z BICYKLA 1977, któremu akurat podjechał pociąg do Ostrowa.
Przez trzy dni przejechaliśmy na rowerach ponad 200 km.
Jarosław Karpisiewicz