
Kolejny sobotni rajd rozpoczęliśmy w umówionym miejscu, ponownie na kaliskim dworcu kolejowym. Liczba uczestników identyczna jak w poprzednim rajdzie - 13 osób, jednakże różniła sie składem. Dodam, że w grupie był mój wuj Bogdan, który po licznych moich opowiadaniach o wycieczkach i rajdach z kaliską grupą "Cyklistów" bez dłuższego zastanawiania się wyruszył z nami na nieznane szlaki drugiego tegorocznego rajdu. W piękny słoneczny poranek, który zapowiadał ciepłą sobotę, czekaliśmy na pociąg, w pełni zmotywowani do wycieczki rowerowej. Wyjazd nastąpił o godzinie 7:18, a na godzinę 8:26 dojechaliśmy do stacji w Twardogóra Sycowska. Po wykonaniu kilku zdjęć i posileniu się wyruszyliśmy na szlak. Tutaj należy podkreślić, że trasy rowerowe opracowuje Instruktor Krajoznawstwa Polski, kolega Piotr Wencfel.
Już na trasie, jak zawsze, grupa stwarzała zainteresowanie osób postronnych, co najczęściej wiązało się z pytaniem: "
skąd jesteście...?", "
dokąd państwo jedziecie...?" ale po kolei.
Wyjazd z Twardogóry w kierunku miejscowości Chełstów nie należał do najłatwiejszych, gdyż ciągnął się w większości pod górę, jednak silne i nie zmęczone jeszcze nogi rowerzystów, poradziły sobie bez problemu. Zwieńczeniem podjazdu był przepiękny drewniany kościółek p. w. Świętego Idziego z 2 poł. XVII w. klasyfikowany, jako zabytek architektury sakralnej II grupy. Na terenie przykościelnym wybudowana została kapliczka z figurką św. Krzysztofa, patrona podróżnych. Było to odpowiednie miejsce by poprosić św. Krzysztofa o bezpieczną wyprawę rowerową dla naszej grupy.
Następnie udaliśmy się do miejscowości Ostrowina. Tam przywitał nas przepiękny neorenesansowy pałac z 1902 r. (obecnie dom opieki społecznej). W skład kompleksu wchodzi neoromański kościół p.w. Matki Boskiej Różańcowej. Jest to dawna kaplica o oktagonalnym kształcie. Oczywiście po krótkiej sesji zdjęciowej pałacu dość dobrze doświetlonego przez pełne blasku słońce popedałowaliśmy dalej, w kierunku Ligoty Polskiej. Na miejscu przystanęliśmy przy neobarokowym pałacu wzniesionym około 1886 r. Prawdopodobnie pałac jest własnością prywatną i prowadzone są remonty. Dalsza wędrówka rowerowa przebiegała przez miejscowość Poniatowice, no i tutaj mała niespodzianka - skończyła się droga asfaltowa a zaczęła droga polna, która poprowadziła nas do małej miejscowości Stronia. Uważam, że zmiana nawierzchni jezdni pozwoliła nam na jeszcze większe doznania, a mianowicie podziwiania malowniczej dolnośląskiej niziny. Tutaj nasze mięśnie nóg napracowały się najwięcej, po piaszczystej drodze nie sposób przejechać bez dodatkowego wysiłku i… zrobieniu paru fajnych panoramicznych fotek. Odetchnęliśmy w wiosce Stronia, a dokładniej przy autentycznej rotundzie pod wezwaniem Narodzenia NMP z XIII w. Jest to budowla wzniesiona na planie koła. Brama na teren kościoła była otwarta, co pozwoliło nam na podziwianie bajecznej architektury. Cała grupa była zafascynowana widokiem, każdy chciał mieć zdjęcie na tle rotundy. Ciekawość nasza spowodowała chęć obejrzenia rotundy od środka, co wyzwoliło we mnie energię do odszukania osoby, która byłaby w posiadaniu klucza i pozwoliła nam wejść do środka. Na szczęście naszej całej grupy nie trwało to długo, w pobliskim gospodarstwie zamieszkiwała rodzina mająca pieczę nad kościółkiem. Dwie przemiłe młode osoby o imieniu Natalka i Mateusz z dużą satysfakcją poświęciły nam swój czas i otworzyły drzwi rotundy, co pozwoliło nam (myślę, że jako nielicznym zwiedzającym) na wejście do środka. Przy ołtarzu znajduje się chrzcielnica z 1517 roku, nad ołtarzem barokowy fryz ze stiuku datowany na 1660 rok, a naprzeciw ołtarza na balkonie chóru prospekt organowy. Chciałem w imieniu grupy KTK "Cyklista" Kalisz podziękować Natalce i Mateuszowi oraz im rodzicom za umożliwienie zwiedzenia rotundy. Do zobaczenia następnym razem... Wszystkich zainteresowanym rotundą w miejscowości Stronie polecam publikację "Architektura na Śląsku do połowy XIII wieku" autorstwa Zygmunta Świechowskiego.
Przed południem zaliczyliśmy jeszcze kościół p.w. Matki Boskiej Szkaplerznej z XIV w. w Gorzesławiu, a następnie udaliśmy sie do Bierutowa - miasta położonego nad rzeką Widawą, które to w 1266 r. otrzymało od księcia wrocławskiego Henryka III frankońskie prawa miejskie. Miejscem postoju był rynek z zachowaną z XIV w. gotycką wieżą ratuszową. Tutaj każdy miał swoje pięć minut, niektórzy wykorzystali je na posiłek, inni zabrali się za robienie zdjęć miejscowym zabytkom. W drodze na rynek zaciekawiła mnie ozdobna barokowa brama z ok. 1680 r. prowadząca z miasta na dziedziniec zamkowy, połączona z murem zamkowym oraz zachowana pięciokondygnacyjna wieża, zbudowana na planie kwadratu. Wyjeżdżając z miasta napotkaliśmy ruiny dawnego ewangelickiego kościoła cmentarnego Św. Trójcy z lat 1622-30. Kościół został spalony w 1945 r. i w znacznym stopniu rozebrany w latach następnych. Będąc w miejscowości Kijowice nie można było ominąć monolitycznego krzyża pokutnego z 1357 r. - postawiany on został w średniowieczu przez mordercę na pamiątkę zbrodni oraz na znak pokuty. Dojazd do krzyża pokutnego nie był łatwy, ponieważ prowadził duktami leśnymi, ale pamiątkowe zdjęcie przy krzyżu, przysłoniło wszelkie grymasy na twarzy całej grupy. Granitowy krzyż pokutny mierzy 2,41 m wysokości i jest najwyższym krzyżem pokutnym na Dolnym Śląsku. Na krzyżu został wyryty krucyfiks i postać mężczyzny klęczącego u jego stóp. Majuskułowa inskrypcja informuje o śmierci Conradusa w 1357 roku.
Wyjeżdżając z lasu pedałowaliśmy po drodze szutrowej w kierunku wsi Smolna. Słońce towarzyszyło nam cały czas, błędem było nie zabranie kremu do opalania, ale najważniejsze, że byliśmy zaopatrzeni w okulary przeciwsłoneczne. We wsi Smolna uwagę naszą przykuł mur wybudowany z kamienia narzutowego, okalający neogotycki kościół Podwyższenia Krzyża Św. z wieżą i przykościelny cmentarz.
Trudy sobotniej wędrówki rowerowej były odczuwalne, ale myśl o tym, że przed nami już tylko piękna Oleśnica, pomogła wykrzesać z siebie dodatkowe zasoby energii. O godzinie 13:46 minęliśmy granice miasta położonego na lewym brzegu rzeki Oleśnicy. Podążając w kierunku rynku zatrzymaliśmy sie na moście kolejowym, zrobiliśmy kilka fotek dużego zakładu naprawczego taboru kolejowego oraz wieży wodnej. Gdy dotarliśmy do uroczego rynku z kamienicami z XVIII-XIX w. mieliśmy dłuższą chwilę dla siebie. Część kolegów skosztowała zimne lody z automatu, jak się później okazało bardzo smaczne. Pozostali miłośnicy fotografii zabytków wyruszyli na sesje zdjęciowe. Przyznam, że by nasycić się pięknem miasta Oleśnica należałoby spędzić cały dzień a może i więcej...
Nasza sobotnia wędrówka rowerowa dobiegła końca, ostatnim przystankiem była stacja kolejowa gdzie czekaliśmy na pociąg. Ciężko było się rozstawać z piękną, malowniczą i słoneczną Oleśnicą. Uważam, że każdy rowerzysta powinien to miasto ująć na swoim szlaku rowerowym. Przeżyte wrażenia i emocje nie łatwo jest opisać, ale uśmiechnięte twarze Cyklistów kaliskich mówią same za siebie...
Opracował:
Adam Błaszczyk