

Od roku przygotowywaliśmy się do naszej życiowej wyprawy.
Nadszedł 12 sierpnia roku 2013 – długo oczekiwany dzień. Rano udaliśmy się do Opola, gdzie czekał na nas autokar, którym po 24 godzinach jazdy dotarliśmy do Nicei. Tutaj odpoczywaliśmy 9 godzin, zażywaliśmy kąpieli w ciepłym morzu. Na kamienistej plaży bardzo ciężko chodziło się boso. Spacer po nadmorskiej promenadzie wśród wysokich palm kokosowych sprawił nam wiele radości. Kolejna podróż autokarem. 14 sierpnia około godziny 15 dotarliśmy do Hiszpanii i w okolicach miejscowości Morgade wyruszyliśmy na szlak św. Jakuba. Przed wyjściem na szlak każdy uczestnik otrzymał Credencjal- swoistą pielgrzymią legitymację, do której zbieraliśmy pieczątki z trasy, a po przybyciu do Santiago de Compostela na podstawie zebranych potwierdzeń każdy pielgrzym otrzymał certyfikat. Tego dnia mieliśmy do przejścia około 15 km na nocleg do Albergue (jest to baza noclegowa dla pielgrzymów). Około godz. 21 dotarliśmy do Portomarin. Czas naglił – szybka kolacja, toaleta i spać, bo o godz. 23 gaśnie światło. Kolejny dzień rozpoczęliśmy o 6.00 – śniadanie i wyjście na trasę o godz. 7.00. Do pokonania mieliśmy najdłuższy, 26 km odcinek. Przemierzając kolejne kilometry mogliśmy podziwiać przepiękną przyrodę: kaktusy, palmy oraz różne gatunki drzew. Mijaliśmy drzewa eukaliptusowe, ogromne krzewy winogron oraz kiwi. Szlak świętego Jakuba jest bardzo dobrze oznakowany – co kilometr stoi słupek z muszelką wskazujący kierunek oraz liczbę kilometrów do Santiago, na budynkach i drodze namalowane są żółte strzałki. Nie ma możliwości zbłądzić. Na szlaku jest wiele jadłodajni, gdzie tanio mogliśmy spożywać regionalne potrawy przygotowane dla pielgrzymów. Przy gospodarstwach domowych wystawione były owoce, termosy z kawą oraz tablice z informacją, że za cenę 1 Euro można się częstować. Po drodze zbieraliśmy pieczątki, które można było uzyskać w każdej restauracji, sklepie i noclegowni. Pod tym względem Hiszpania jest bardzo przyjazna dla turystów. Zebraliśmy równo 100 pieczątek. Na szlaku spotykaliśmy pielgrzymów z całego świata, szli rodzice z wózkiem, a w nim kilkumiesięczne dzieciątko, szła matka z synem i synową: matka miała 92 lata, a syn z żoną mieli po 70. Spotkaliśmy wielu rowerzystów, z którymi nawiązywaliśmy kontakt i przekazaliśmy im naklejki klubowe, które wklejaliśmy również do kronik na trasie. Przy naszych plecakach powiewała flaga Polski i Kalisza. Skarpetki z herbem ziemi kaliskiej budziły ogromne zainteresowanie. Jedna para skarpet i koszulka kaliska została podarowana Argentyńczykowi, z którym zaprzyjaźniliśmy się w czasie drogi do Santiago. Panuje taki zwyczaj na szlaku, że pielgrzymi pozostawiają część bagażu, aby zmniejszyć wagę plecaka. My zostawiliśmy parę skarpet. W kolejnych dniach pokonywaliśmy odcinki
- Portomarin - Palas de Rei -26 km,
- Palas de Rei - Melide -15 km,
- Melide – Arzua -14 km,
- Arzua - Pedrouzo -18 km,
- Pedrouzo - San Marco -14 km,
-San Marco -Santiago de Compostela (dotarcie do katedry) - 4,5 km.
Po dotarciu na miejsce, ujrzeliśmy wspaniałą, olbrzymią katedrę w stylu romańskim. Wewnątrz katedry olbrzymi ołtarz, a w nim postać Św. Jakuba, którego mogliśmy objąć. Mogliśmy także odwiedzić jego grób pod ołtarzem. Przy głównym ołtarzu wisi ogromne kadzidło, które jest wprowadzane w ruch przez kilku mężczyzn za pomocą sznura zawieszonego na specjalnej machinie.
W dniu przybycia o godz. 12.00 uczestniczyliśmy w międzynarodowej mszy dla pielgrzymów. Po niej zwiedzaliśmy Santiago de Compostela. Widzieliśmy tradycyjny hiszpański ślub, na którym grała orkiestra w tradycyjnych strojach, i wiele ciekawostek, które można obejrzeć na zdjęciach, jakie zrobiliśmy pokonując kolejne kilometry. W kolejnym dniu już autokarem wybraliśmy się na Fisterrę - ostatni punkt szlaku św. Jakuba.
O co chodzi z tą Fisterrą i dlaczego pielgrzymi tam się udają, choć przecież osiągnęli już cel swojego wędrowania w Santiago? Otóż przez stulecia wierzono, że właśnie tutaj znajduje się koniec świata (finisterre - koniec ziemi), a dalej to już tylko Mare Tenebrosum czyli Morze Ciemne, jak nazwano Atlantyk w średniowieczu. Pielgrzymi z Santiago przybywali tu, aby modlić się do Chrystusa i uczcić relikwie św. Gulilamo. No i zobaczyć koniec świata. W tym miejscu każdy pielgrzym palił swoje szaty wędrowne, aby już jako nowy człowiek odbyć drogę powrotną do domu. Po dziś dzień pełno tam resztek popiołów i ognisk, bo pielgrzymi podtrzymują tradycję. My spaliliśmy również części naszej garderoby pielgrzymiej, a były to kolejne skarpetki.
Tam też została wrzucona w otchłań oceanu przesyłka butelkowa, w której znajdował się list do odbiorcy, flaga Polski, monety oraz gadżety promujące miasto Kalisz.

Od Fisterry muszlę, którą niesie się na piersiach lub plecakach, należy odwrócić otwartą stroną na zewnątrz i to jest dla wszystkich znak, że jest się już w drodze powrotnej. Tak też się stało w kolejnym dniu naszej wyprawy, gdy drogą lotniczą przez Madryt i Berlin powróciliśmy do kraju.
To, co przeżyliśmy na szlaku, na długo zostanie w naszych sercach. Marzymy i mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócimy - bo już nas tam ciągnie.
Teraz krótki odpoczynek, zmiana plecaków na sakwy i 3 września ruszamy na kolejny, ostatni już etap rajdu dookoła Polski.
To, co przeżyli na szlaku, przekazali.
Klubowicze (wędrowcy) Tosia i Bogusław