Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu
Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem
- Marco Pantani

Green Velo Przemyśl - Terespol "Wpuszczeni w maliny"

DSCN0061 wynikZaczęło się jak w piosence Happy End „Miasto śpi. Już bardzo późno.” Na placu przed teatrem kaliskim gromadka uczestników ładuje rowery na przyczepkę. Raz po raz ktoś przemknie na rowerze pewnie do pracy albo z przedłużonej randki. Cisza przerywana cichymi rozmowami uczestników, a było ich 15, a właściwie nawet 14 bo jednemu uczestnikowi pomyliły się daty wyjazdu i dopiero telefon od Jarka- komandora rajdu- postawił Go na nogi. Zapakowani i ulokowani ruszamy w kierunku Przemyśla – tam ma być początek rajdu.
Rajd rowerowy to nie tylko kilometry przejechanych tras, nie tylko punkty historyczno -  geograficzne czy piękno otaczającej przyrody. Rajd to dla nas spotkanie z człowiekiem, jakimkolwiek by on nie był. I właśnie o tym ta relacja.

W Łodzi wstępujemy po Ewę (naszą klubowiczkę) i o. Sławomira (franciszkanina). Gorące przywitanie kawą, herbatą i ciastem. Dom gościnny o otwartym sercu. Stąd ruszamy dalej. Michał pewnie prowadzi auto, a Bogusia (jego żona) jest nawigatorką. Ale na 40 km przed celem słychać dziwne odgłosy gdzieś spod spodu auta. Przystajemy, nadsłuchujemy i decyzja: trzeba zajrzeć do koła. Coś się trze. Wybiega ku nam starsza kobieta z kijem w ręku: tu nie stawajcie, bo zniszczycie mi trawę na poboczu. No cóż… Po chwili z domu naprzeciwko wychodzą ludzie i zapraszają nasze kobiety do środka,  starają się pomóc kierowcy: a to numer do mechanika, a to do sklepu motoryzacyjnego. Awaria łożyska w kole. Musimy do serwisu. Na pożegnanie zapraszają nas do siebie w drodze powrotnej - na herbatę i ciasto (niestety nie skorzystaliśmy). Serwis w Jarosławiu i ...  trzy godziny w plecy, ale nikt nie biadolił, nie miał pretensji. O podnoszeniu nas na duchu myślał o. Sławek.
  Przemyśl – katedry (grekokatolicka i rzymskokatolicka) zamknięte, ale miasto urokliwe. Cichy zapada zmrok, a w planie przynajmniej zwiedzenie zabytku wpisanego do rejestru UNESCO – cerkwi Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy w  Chotyńcu. Telefon do księdza grekokatolickiego – z uśmiechem zaprasza i podaje nr do kościelnego. Już po godzinie dwudziestej. Dzwonimy i jest odpowiedź – otworzę. Czekał na nas w mroku wieczora. Chętnie opowiada i pokazuje. Piękna iluminacja cerkwi. I tak minął dzień pierwszy. Tyle ludzi i tyle dobroci.
       Drugi dzień rozpoczynamy od wyjazdu na największe przejście graniczne polsko-ukraińskie w Korczowej. Kilkukilometrowa kolejka tirów Mówią, że stoją już ok 20 godzin. Smutny widok zmęczonych i zniecierpliwionych kierowców. Jedziemy do miejscowości Wielkie Oczy – piękna synagoga, w której jest biblioteka i małe muzeum Żydów – tych mieszkańców, których już tam nie ma, przeszłość. Radruż – zabytkowa, nieczynna cerkiew św. Paraskewy. Pani nie pozwala nawet robić zdjęć, ale gdy wykupiliśmy bilety staje się miła i rozmowna. Oprócz cerkwi jeszcze ślady po mieszkańcach wyznawcach cerkwi ukraińskiej – wyemigrowali, gdyż zachowali się niechlubnie wobec ludności polskiej w czasach rzezi. Komandor prowadzi rajd poprzez Puszczę Solską do słynnych Szumów nad Tanwią. Sycimy wzrok, uszy i płuca. Warto było, mimo że nie prowadzi tędy szlak.
   Trzeci dzień to Zwierzyniec ze słynnym barokowym kościołem na wodzie oraz do dziś czynnym browarem z XIX w. Zbieramy siły i docieramy do Szczebrzeszyna, gdzie chrząszcz brzmi w trzcinie. Fotki przy pomniku chrząszcza, nawiedzamy synagogę oraz cerkiew obronną z XV w., by zakończyć dzień w Zamościu (Małym Krakowie). Msza św. u franciszkanów, spacer po Starym Mieście wpisanym do zabytków UNESCO i oczywiście mała biesiada w restauracyjnym ogródku. Atmosfera radości i spokoju. Powrót wieczorową porą na nocleg z przepięknymi iluminacjami miasta.
Po śniadaniu jedziemy do Krasnegostawu. Po drodze cmentarz z I Wojny Światowej w Nieliszu (bardzo skromny) i Tarnogóra. Dzisiejszy dzień typowo tylko rowerowy, ale… tego dnia miało miejsce wpuszczenie nas w maliny. Jarek chcąc ominąć piaszczysty odcinek drogi zjechał ze szlaku. Droga zaczęła się zwężać, aż się skończyła. Ale za to przy nas całe wielkie pole malin dojrzałych, dużych, smacznych. Wiem, bo zaczęliśmy zrywać. A dalej na polu ludzie zrywający je i kiwający w naszą stronę. Nie wiadomo co robić: czy nas zeklną, czy każą płacić? Na przeszpiegi poszedł Wojtek-strażak. Okazało się, że oni wskazywali nam drogę do szlaku a owoce kazali jeść do woli. Taka gościnność ludzi wschodu.
   Etap do Wlodawy. Po drodze Chełm z podziemiami kredowymi i Duchem Bieluchem (jeden z nas nieomal by go złapał). Wędrując ulicami, jeden z uczestników źle odmierzył odległość pomiędzy głową, a tablicą reklamową. Wiadomo krew się polała, ale komandor jak siostra miłosierdzia, okazał się być pomocny - niczym chirurg opatrzył ranę. Stacja kolejowa Sobibór i były obóz zagłady. Do tej pory czuje się tam jakieś złe fluidy. W Okunince odpoczynek nad Jeziorem Białym. Mają tam nawet raki. No i lody – całe puchary. We Włodawie Wielka Synagoga i Mała Synagoga oraz Bejt ha-midrasz – czworobok  - budowla w kształcie kwadratu z dziedzińcem w środku. Jest to unikatowy zabytek, jedyny w Polsce.
      Przedostatni dzień obfitował w same duchowe dobra. Najpierw Sławatycze z parafialną cerkwią prawosławną pod wezwaniem Opieki Matki Bożej. Przemiły ksiądz prawosławny chętnie ją otworzył i przybliżył historię. Podkreślił kilka razy, że ta cerkiew prawosławna zawdzięcza ocalenie mądrym księżom katolickim – pierwszy raz w 1938r. Znajdowała się ona bowiem na liście cerkwi przeznaczonych do zniszczenia w ramach akcji polonizacyjno-rewindykacyjnej, jednak jej rozbiórkę powstrzymał proboszcz miejscowej parafii rzymskokatolickiej. A drugi raz już po wojnie. W 1947, gdy ludność prawosławna ze Sławatycz została wywieziona w ramach Akcji „Wisła”, cerkiew została porzucona i przez kolejne trzy lata niszczała. Dzięki proboszczowi miejscowej parafii rzymskokatolickiej została oczyszczona i zabezpieczona. Dziś przechodzi renowację zewnętrzną, gdyż wnętrze jest odnowione. Zbaczamy z trasy i jedziemy do Jabłecznej z prawosławnym męskim klasztorem stauropagialnym. Pewien problem, gdyż nie mamy długich spodni, a diakon oprowadzający jest stanowczy. Niemniej daje też pewna wskazówkę a bluz nie macie? Co mam was uczyć? I tak w dziwnych strojach z zasłoniętymi nogami (przynajmniej z przodu), wchodzimy. Piękno, zapach kadzideł i wzniosła atmosfera. Stamtąd jedziemy do Kodnia z sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Po czasie odpoczynku jeszcze przed nami Kostomłoty z jedyną w Polsce cerkwią neounicką. Batiuszka chętnie ją otwiera i w bardzo prosty sposób tłumaczy zawiłości historyczno-teologiczne. Ale jedna prośba komandora ścina go z nóg i wychodzi bez pożegnania. Samo życie. Jedziemy w kierunku Terespola – najpierw na przejście graniczne, a potem na nocleg. Tu na wieczór koleżanka- księgowa- przeliczyła się i na ostatnim schodku skręciła nogę. No właśnie – to wyzwoliło, zwłaszcza w męskiej części rowerzystów, pokłady dobroci i prawie wszyscy chcieli ją nosić na rękach.
Pakujemy rowery, by rano wrócić do swojej małej ojczyzny.
Różne miejsca i różne postawy ludzi. Taki to rajd. Pięknie to wszystko ujął o. Sławek w swoich (i nie tylko) poniższych zwrotkach .
.

        Ref: Oj dana, oj dana, impreza udana, ruszamy w Green Velo, od samego rana.

1.    Kiedy wstawał ranek sierpnia pamiętnego /  wyruszyła grupa z miasta najstarszego.
2.    Na grupę z Kalisza cierpliwie czekali /  Ewa, ojciec Sławek - kolarze wytrwali.
3.    Do naszej gromadki w Łodzi dołączyli /  i z wielką  radością wszystkich ugościli.
4.    Nasz kierowca Michał z animuszem ruszył, / dzielnie wiózł nas Wszystkich, aż tarcze      pokruszył.
5.    Jednak dobrzy ludzie przyszli nam z pomocą / byśmy na noclegu byli przed północą.
6.    Bogusia wspaniała, żona zaś Michała, / wspiera go jak może i za to jej chwała.
7.    Komandor Jarecki, Persona nie lada, / wszystkim nam przewodzi, to się dobrze składa.
8.    A kiedy słyszymy potrójne gwizdanie / to się wnet zaczyna kolejne jechanie.
9.    A przed wyruszeniem, kiedy słońce wschodzi, / to Ojciec Sławomir modlitwom przewodzi.
10.    Komandor uważnie GPS ogląda, / swoim bystrym okiem wszystkiego dogląda .
11.    Dzięki Jareckiemu, który tu dowodzi, /  wszystkim na Green Velo nieźle się powodzi.
12.    Zaś na każdym miejscu, gdy grupa przybywa, / Roman do paszportów pieczątki zdobywa.
13.    Hubert nasz z kamerą na swym kasku jedzie, / wszystko to, co ważne na filmie też będzie.
14.    Gdy raz jadąc z góry Hubert się rozkręcił, / to na swym liczniku 60-ąt wykręcił.
15.    W Janowie na nocleg pięknie nas przyjęli -  / smakołyki różne z lodówki wyjęli.
16.    Roman też z komórką miejscowości pstryka, / gdy grupę dogania w gardle mu zasycha.
17.    Na szutrowym trakcie Honorata jedzie, / golf wjechał w kałuże, chyba pranie będzie.
18.    Nasz Władysław dzielny jedzie też wytrwale / także na pochwałę zasługuje stale.
19.    Zawsze komandora wspiera swoim słowem / i jest dla nas wszystkich przykładem i wzorem.
20.    Krysia na rowerze tak bardzo szalała, / że nie wiedzieć kiedy, i gumę złapała.
21.    Księgowa to harda, w liczeniu jest sprawna, / lecz się przeliczyła i ze schodów spadła.
22.    Hubert, Karol, Roman - dzielne 3 chłopaki, / nawet Rafał Majka przy nich jest nijaki.
23.    W Kostomłotach w cerkwi batiuszka się skwasił, / bo długą wypowiedź Jarek mu przygasił.
24.    Roman po pieczątki do batiuszki bieży, / ale nie dostanie, bo się zbytnio spieszy.
25.    Anię  tyłek boli i jechać nie może / lecz aniołek Wojtek zawsze ją wspomoże.
26.    Trasa na Green Velo, to dla nas nowiny, / bo komandor Jarek wpuścił nas w maliny.
27.    Z wydarzenia tego wszyscy byli radzi, / zjedli bardzo dużo, brzucho im rozsadzi.
28.    Ewa nasza szczupła w grządce zaś przysiadła / z niejednego krzaczka malinek pojadła.
29.    Wszyscy jak szarańcza, pole spustoszyli / i zadowoleni, dalej wnet ruszyli.
30.    W Sławatyczach  postój kolejny mieliśmy / i paszporty nowe wszyscy dostaliśmy.
31.    Maciej oraz Jacek, rodzinka wspaniała, / jadą między nami i dla nich też chwała.
32.    Jacuś nasz najmłodszy na przedzie pomyka, / bo na każdej przerwie wcina batonika.
33.    Trzy osoby bardzo się szanują / na każdym postoju, wspólnie inhalują.
34.    Wojtek - strażak sprawny, tam na końcu jedzie / zawsze pomóc gotów, w każdej twojej biedzie.
35.    Karol Pierwszy - szybki, nasza błyskawica, / nie dorówna mu też sam Robert Kubica.
36.    Karol Drugi - bibliotekarz, sławny erudyta / nie widział reklamy, głowa była szyta.
37.    Przez dwa dni ostatnie rower Anki kwili / lecz na smarowanie nie ma nawet chwili.
38.    Nad jeziorem Białym lody też kupili / i ze smakiem wszystkie też je wtranżolili.
39.    Honoratka tylko asfalt toleruje, / gdy droga piaszczysta, to się denerwuje .
40.    Ojciec Sławek z nami dobrze pedałuje, / bo colę litrami w sklepach wykupuje.
41.    Kiedy zaś do Kodnia wreszcie przybyliśmy, / to wszystkie pamiątki w kiosku kupiliśmy .
42.    Wojtek w Terespolu tak jogurt smakował, / że za każdym krzaczkiem też się bardzo chował.
43.    Ojciec Sławek wszystko bacznie obserwuje / i kolejne zwrotki ciągle dopisuje.
44.    Dzisiaj na Green Velo wyjazd już się kończy, / ale naszą przyjaźń nikt już nie rozłączy.
45.    Wracamy już wszyscy z pięknej eskapady, / lecz w jeździe po garbach nikt nam nie da rady.
46.    I tak się skończyło ta nasza przygoda / i wracać do domu wszystkim było szkoda.
47.    Do domu wracamy, łza się w oku kręci, / ale trzeci etap w przyszłym roku nęci.
48.    Za Sieradzem jednak była mała trwoga - / paliwa przybrakło, a tu spora droga.
49.    Michał zaś kierowca, gość zrównoważony, / wiezie nas busikiem w wielkopolskie strony.
50.    Ojciec Sławek spisał wszystkie te zdarzenia, / przy tym błogosławiąc z Bożego natchnienia.

Tekst: Władysław Stawicki

Zdjęcia: Jarosław Karpisiewicz

UWAGA! Ten serwis używa cookies.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem