
Połowa sierpnia to wyprawa rowerowa na spływ w Dolinie Baryczy. W sobotni poranek 12 sierpnia spotkaliśmy się pod kaliskim Decathlonem by stąd wyruszyć w drogę. Nad nami chmury zwiastujące deszcz, ale nie przejmujemy się tym. Przeszkadza nam wiatr, który przydaje się bo przegania chmury. W miarę jak oddalamy się od Kalisza ubywa chmur i nawet pojawia się słońce. Zatrzymujemy się po drodze aby zrobić zdjęcia i zdobyć kolejne pieczątki do odznak turystycznych. W Raszkowie dołącza do nas Robert, który startował z Ostrowa Wlkp. Zdarza się także przymusowy postój bo Karol ma awarię, przebita dętka. Ruszamy już prosto do Krotoszyna gdzie po sesji zdjęciowej przy fontannie pod ratuszem dłuższa przerwa na obiad. Posileni wsiadamy na rowery, opuszczamy miasto, kierujemy się na zachód. Przed Jutrosinem zatrzymujemy się zaskoczeni widokiem wśród pól kukurydzy i ściernisk kwitnących dalii, ilość kolorów i różnorodność kwiatów zachwyca. Utrwalamy ten obraz na zdjęciach i z żalem opuszczamy to miejsce. Zatrzymujemy się w mieście aby dokonać drobnych zakupów, coś przekąsić. W pobliżu oglądamy szachulcowy kościół cmentarny św. Krzyża z dzwonnicą z XVIII wieku. Przed nami ostatni etap do celu, zatrzymujemy się na nocleg w agroturystyce w miejscowości Sowy w pobliżu zalewu. Wieczorem wspólna kolacja z muzyką i tańcami. Stąd następnego dnia po śniadaniu wyruszamy na spływ. Krótka jazda busem na miejsce startu i wszyscy wystrojeni w kapoki lądujemy w kajakach na wodzie. Pogoda i tym razem dopisała, nie brakuje słońca i wody tej pod kajakami. Płyniemy po dwie osoby, krótko od startu mała śluza, musimy wyjść na brzeg i przeciągnąć kajaki, teraz już bez większych niespodzianek prosto do mety, małe przeszkody po wcześniejszej wichurze, sporo powalonych drzew, które musimy ominąć lub przepłynąć pod nimi. Dzięki temu czas płynie szybciej, doganiamy stado dzikich kaczek, które chcą nam towarzyszyć, podziwiamy roślinność, przepływamy pod mostkami, dla wysokich to wyzwanie, muszą kłaść się aby przepłynąć. Po kilku kilometrach wszyscy bezpiecznie i w dobrych nastrojach dobijamy do brzegu. Możemy zobaczyć ławice młodych okoni. Stąd wracamy do bazy, do wieczora mamy sporo wolnego czasu, niektórzy mają niedosyt i ruszają rowerami do Żmigrodu na wieżę zamkową i nie tylko, inni wybierają spacer nad zalewem lub wyjazd do Jutrosina. Wieczorem wszyscy spotykamy się w ogrodzie przy grillu, będzie prezentacja zdjęć i filmików ze spływu. W poniedziałek z rana wyruszamy w drogę powrotną, wybieramy inną trasę, przez Milicz. Tutaj zatrzymujemy się przy olbrzymim akwarium w pobliżu dawnej kolejki wąskotorowej z zabytkowym parowozem. Po sesji zdjęciowej udajemy się na rynek, tutaj czas na posiłek. W dalszą drogę wyruszamy ścieżką rowerową, która prowadzi w otoczeniu milickich stawów. Dzisiaj cały czas towarzyszy nam intensywne słońce, docieramy do Sulmierzyc, zatrzymujemy się w pobliżu jedynego w Polsce drewnianego ratusza. Po obiedzie jedziemy zobaczyć wiatrak koźlak, które znajduje się w pobliżu miasteczka i drogą przez las i pola docieramy do Ostrowa. Tutaj rozstajemy się z Robertem, który odprowadza nas do rogatek miasta i przez Lewków wracamy do Kalisza. W pobliżu kościoła w Dobrzecu rozwiązanie rajdu i powrót do domu. Zawsze żal się rozstawać, ale taka już kolej losu. Planujemy powtórkę w przyszłym roku. Spodobało nam się połączenie rowerów z kajakami. Do zobaczenia za rok, może prędzej na rowerze i w kajaku.
Tekst: Jolanta Glapińska
Zdjęcia: Danuta Mańka, Izabela Szymczak, Adam Wojcieszak
Zdjęcia: Danuta Mańka