
Po rocznej przerwie ponownie wracamy do Białegostoku, lecz tym razem pociągiem, by z tego miejsca już na rowerach rozpocząć naszą kolejną wyprawę do Lublina. Na miejsce dotarliśmy w dwóch grupach i po zakwaterowaniu rozbiegliśmy się po mieście bo jest tutaj wiele miejsc wartych odwiedzenia, wśród nich Pałac Branickich, stary ratusz, katedra, dom w których ostatnie lata życia spędził patron miasta bł. Michał Sopoćko. Rankiem następnego dnia wyruszyliśmy do Hajnówki, w naszym tygodniowym podróżowaniu będziemy podziwiać liczne w tym rejonie Polski cerkwie. W Michałowie, zaglądamy do Pracowni Filmu, Dźwięku i Fotografii Niezbudka, tutaj możemy zapoznać się z bogatą historią miasteczka i okolic na fotografiach, filmach i eksponatach. Odwiedzamy także powstałe w tym samym czasie na początku XX wieku kościół katolicki pw. Opatrzności Bożej i drewnianą cerkiew św. Mikołaja. W drodze do miejscowości o najdłuższej nazwie w Polsce zatrzymujemy się nad Zalewem Siemianówka, tutaj krótki odpoczynek, zdjęcia i przejazd do wioski Siemieniakowszczyzna, trudno zapamiętać i wymówić ale mamy zdjęcie pod równie dłuuuuugą co nazwa tablicą. W Narewce zatrzymujemy się przy pomniku Danuty Siedzikównej ps. Inka. Przed nami ostatni etap do Hajnówki gdzie zobaczyliśmy pierwszego żubra, to tylko pomnik, ale cierpliwie czekamy na te żywe w Puszczy Białowieskiej, bo to kolejny punkt na naszej trasie. W miasteczku na uwagę zasługuje sobór Świętej Trójcy, dwupoziomowa świątynia z bogatym ikonostasem, miejsce międzynarodowych koncertów muzyki cerkiewnej. Nieopodal miasta znajduje się park miniatur zabytków Podlasia. Jutro ruszamy do Białowieży na spotkanie z dziką przyrodą. Jedziemy otoczeni puszczą, zatrzymujemy się w Zwierzyńcu przy pomniku żubra, który postawiono na pamiątkę polowania w puszczy cara Aleksandra II, obecnie jest to kopia historycznego pomnika, który od 1928 roku znajduje się w Spale. W Białowieży odwiedzamy siedzibę Białowieskiego Parku Narodowego, poznajemy historię i bogactwo fauny i flory tego miejsca. Niestety z powodu remontu cerkwi nie możemy zobaczyć ikonostasu z chińskiej porcelany. Za to możemy zajrzeć do kościoła św. Teresy, który został zbudowany na początku XX wieku w stylu narodowym, a wyposażenie wykonano z fragmentów drzew, korzeni i poroży. W drodze powrotnej odwiedzamy zagrodę żubrów, możemy tutaj zobaczyć jeszcze innych mieszkańców puszczy. Wracamy inną trasą, a tym samym zmiana krajobrazu. Tym razem łąki i pola uprawne, a przy drodze skansen architektury Podlasia, zatrzymujemy się na krótko, chętni zwiedzają, robimy zdjęcia i ruszamy. Do Hajnówki wracamy dość wcześnie, możemy po obiedzie zwiedzić miasto. Rankiem opuszczamy to gościnne miejsce, dzisiaj zmierzamy do Mielnika nad Bugiem. Odwiedzamy Kleszczele, w centrum pomnik króla Zygmunta I Starego z którego rozkazu powstało miasto, oglądamy cerkiew z niebieskimi kopułami oraz kościół ufundowany przez królową Bonę. Pasjonaci minerałów odwiedzają Ametystową Komnatę z imponującą kolekcją ametystów i innych minerałów . Za miastem możemy zobaczyć zabytkowy drewniany budynek dworca kolejowego w stylu szwajcarskim. Stąd kierujemy się do Grabarki, która jest najważniejszym miejscem kultu religijnego wyznawców prawosławia w Polsce. Ostatni etap prowadzi pod górę, ale wszyscy docieramy na miejsce, zatrzymujemy się przy studni cudownego źródełka, można się ochłodzić, a kto zechce wspina się wyżej już bez rowerów po kamiennych schodach w otoczeniu tysięcy krzyży zostawionych przez pielgrzymów. Wchodzimy do cerkwi Przemienienia Pańskiego odbudowanej po podpaleniu w 1990 roku. Jest to główna z trzech cerkwi na tym wzgórzu. Opuszczamy to miejsce modlitwy i ciszy, teraz mamy z górki, a przed nami cel dzisiejszej trasy. Docieramy do Mielnika, dzisiaj nocleg w ośrodku Panorama i nie jest to jedyna panorama jaką dziś zobaczymy. Po zakwaterowaniu wszyscy rozchodzimy się w różne strony i miejsca, a jest trochę do zwiedzania. W drodze na górę zamkową mijamy ruiny kościoła Świętej Trójcy, stąd mamy piękny widok na Bug i okolicę, po drugiej stronie wioski taras widokowy na odkrywkową kopalnię kredy, jedyną obecnie tego typu w Polsce. W drodze powrotnej mijamy cerkiew prawosławną i neobarokowy kościół Przemienienia Pańskiego w którym posługują sercanie biali. W ołtarzu głównym obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus, jeśli się przypatrzymy uważnie to dostrzeżemy w tle św. Józefa. Rankiem następnego dnia udajemy się na przeprawę promową. Chętnych do przeprawienia się na drugą stronę Bugu jest więcej, oprócz nas i rowerów także samochody, ale wszyscy zmieściliśmy się na promie i ruszamy podziwiając krajobraz. Niestety dalej trzeba już pedałować. Oddalamy się od rzeki, przed nami typowo rolnicze tereny poprzecinane lasami, trochę górek, przynajmniej jakieś urozmaicenie. Docieramy do Janowa Podlaskiego i zatrzymujemy się przed Zamkiem Biskupim, w którym obecnie mieści się hotel, zwiedzamy Kolegiatę Świętej Trójcy gdzie znajduje się sarkofag i pomnik biskupa, poety i historyka Adama Naruszewicza. Zatrzymujemy się na rynku aby się posilić i odpocząć. Dawne miasto, obecnie wieś słynie z hodowli koni czystej krwi arabskiej prowadzonej przez Stadninę Koni Janów Podlaski. Zwiedzamy stadninę, która może poszczycić się dwustuletnią historią i podziwiamy dumne konie, które choć w zagrodach są wolne . Z żalem opuszczamy to miejsce, chyba w każdym z nas pojawiła się nostalgia do ułańskiej tradycji, widok tych pięknych koni robi duże wrażenie. Podążamy dalej, kolejny punkt na naszej mapie to Pratulin, znajduje się tutaj Sanktuarium Błogosławionych Męczenników Podlaskich. Zatrzymujemy się na dłużej, nawiedzamy sanktuarium oraz drewniany kościół postawiony w miejscu męczeństwa trzynastu unitów zamordowanych przez wojsko rosyjskie, robimy zdjęcia i wyruszamy do Terespola. Poruszamy się w pobliżu granicy z Białorusią, są problemy z zasięgiem, ale czasem dobrze jest odpocząć od świata. Wjeżdżamy do miasta, mijamy obelisk upamiętniający budowę traktu Warszawa – Brześć ( identyczny znajduje się w Warszawie ), Pomnik Niepodległości i podominikański kościół pw. Świętej Trójcy z 1863 roku, rozbudowany w końcu XX wieku. Mamy dość czasu aby po zakwaterowaniu zjeść dobry obiad podany w oryginalnych naczyniach, to jest powodem żartów i śmiechu i oczywiście utrwalone zostaje na zdjęciach. Noc pomimo wygodnych łóżek dla niektórych z nas jest ciężka ze względu na dokuczliwe komary. Ale rano trzeba wstać, opuszczamy Terespol, po drodze zatrzymujemy się przy cerkwi, ale nie możemy wejść do środka ze względu na trwające nabożeństwo pielgrzymów zmierzających na odpust św. Onufrego do Jabłecznej, których poprzedniego dnia mijaliśmy. My też udajemy się do tego miejsca ale to jeszcze przed nami. Przejeżdżamy obok przejścia granicznego ( są dwa: drogowe i kolejowe ), ale my decydujemy się jechać zgodnie z wcześniejszymi planami po polskiej stronie. Robimy wspólne zdjęcie na pamiątkę i ruszamy do Kostomłotów. W wiosce istnieje jedyna na świecie parafia katolicka obrządku bizantyjsko-słowiańskiego. Greckokatolicka cerkiew jest Sanktuarium Unitów Podlaskich, znajdują się w niej relikwie błogosławionych męczenników. Dzięki uprzejmości obecnego proboszcza, księdza Zbigniewa Nikoniuka możemy wejść do cerkwi i obejrzeć jej wnętrze, zabytkowy ikonostas, carskie wrota z XVIII wieku, ikonę patrona świątyni św. Nikity i inne. Rozmawiamy krótko z gospodarzem miejsca o trudnej historii tego miejsca i podążamy dalej zatrzymując się tym razem przy cerkwi prawosławnej św. Serafina, obok budynek monasterski, ale nie ma możliwości wejść do środka. Odjeżdżamy, zawsze trochę rozczarowani jeśli nie możemy zobaczyć wnętrza mijanych obiektów. Może to powód, żeby tam wrócić? Wiele jest takich miejsc na trasie naszych wypraw po Polsce. Docieramy do Kodnia, dawnej siedziby Sapiehów, postacie członków tej rodziny możemy oglądać w podziemiach Bazyliki św. Anny w którym znajduje się cudowny obraz Matki Bożej Kodeńskiej, skradziony przez Mikołaja Sapiehę w Rzymie i przywieziony do Kodnia. W pobliżu Bazyliki znajdują się ruiny zamku i kościół pw. Świętego Ducha, dawniej kaplica zamkowa. Obejrzeliśmy też ciekawe i bogate zbiory misyjno-ornitologiczne w tutejszym muzeum. Opuszczając Kodeń mijamy cerkiew prawosławną pw. Świętego Ducha i zabytkową „bramę unicką”. Przed nami kolejne miejsce, położony nad Bugiem, na uboczu wsi Jabłeczna prawosławny zespół klasztorny, który tworzą: cerkiew św. Onufrego, dzwonnica bramna, budynek klasztorny oraz dwie kaplice w pobliżu klasztoru. Zwiedzamy cerkiew i udajemy się nad Bug gdzie opodal rzeki znajduje się jedna z kaplic. Za rzeką już Białoruś, robimy zdjęcia przy słupie granicznym i wracamy pod klasztor gdzie trwają ostatnie przygotowania do uroczystości odpustowych, chwilę rozmawiamy z jednym z ojców i opuszczamy klasztor, po drodze mijamy zabudowania wioski z kościołem pw. Przemienienia Pańskiego, dawną cerkwią unicką. W drodze do Włodawy zatrzymujemy się w Sławatyczach aby przywitać się ze stojącymi przy głównej ulicy sławatyckimi brodaczami. Kolejna miejscowość o miłej, nazwie Hanna z drewnianym kościołem w centrum. Stąd już prosto do Włodawy, gdzie zakończymy dzisiejszy etap. Po zakwaterowaniu wychodzimy do miasta określanego miastem trzech kultur, dodam, że naszą trasę też możemy tak nazwać, wszędzie bowiem spotykamy ślady życia obok siebie Polaków , Żydów, Ukraińców czy Białorusinów, Rosjan. Zatrzymujemy się przy trzech synagogach, oglądamy cerkiew prawosławną, obecnie w remoncie i zaglądamy do kościoła św. Ludwika gdzie gospodarzami są Paulini. Następny dzień wita nas deszczowo, ale trzeba jechać. Opuszczamy Włodawę i zatrzymujemy się we wsi Orchówek gdzie znajduje się barokowy kościół, dawniej należał do augustianów a obecnie opiekę nad tym miejscem sprawują kapucyni. W głównym ołtarzu piękny obraz Matki Bożej Pocieszenia, dla nas zostaje odsłonięty. Nadal jedziemy w deszczu, docieramy do Sobiboru, gdzie w czasie II wojny światowej znajdował się niemiecki obóz zagłady. Drogą przez las docieramy do celu. Niestety z powodu prowadzonych prac budowlanych na terenie byłego obozu nie było możliwości zwiedzenia muzeum. Udajemy się w dalszą drogę, deszcz przestaje padać , zatrzymujemy się na krótko aby coś przekąsić i jedziemy do Urszulina gdzie znajduje się siedziba Poleskiego Parku Narodowego. Stąd po zdobyciu upragnionych pieczątek ruszamy do miejsca dzisiejszego noclegu, po drodze pobyt w Ośrodku Dydaktyczno-Muzealnym Poleskiego Parku Narodowego i spotkanie z historią wsi i przyrody tego regionu. Stąd już na nocleg, tym razem zatrzymujemy się w agroturystyce w pobliżu jeziora Łukcze. Jutro ostatni dzień podróżowania na rowerach, jesteśmy coraz bliżej Lublina. Ranek przed odjazdem przynosi miłe zaskoczenie, uczestnicy naszej wyprawy wręczają naszemu komandorowi Markowi piękny album przedstawiający monaster w Jabłecznej jako podziękowanie za organizację rajdu. To bardzo miłe i okazja aby wyrazić sobie nawzajem podziękowanie za wspólne podróżowanie, bo choć się różnimy łączy nas wspólna pasja jaką jest patrzeć na otaczający świat z siodełka rowerów. Jeszcze zdjęcie przy jeziorze i odwiedzamy Ostrów Lubelski gdzie znajduje się widoczny już z daleka barokowy kościół projektu Antoniego Fontany. Podobny kościół projektu tego architekta, obecnie bazylika św. Anny zobaczymy w Lubartowie. Po dłuższym odpoczynku w Lubartowie zmierzamy do Kozłówki, rodowej siedziby Zamoyskich, zwiedzamy pałac, powozownię i muzeum socrealizmu. Jest czas na spacer po parku i poszukiwanie pawi, które ukryły się na klombach. Z Kozłówki już prosto do Lublina, gdzie docieramy późnym popołudniem. W drodze na miejsce noclegu przejeżdżamy przez stare miasto, wrócimy tutaj następnego dnia. Na zwiedzanie miasta każdy wybiera się według własnego uznania. Można obejrzeć panoramę miasta z Wieży Trynitarskiej, tym sposobem można „zwiedzić” ekspresowo całe śródmieście, stąd widać katedrę, klasztor dominikanów, zamek w którym znajduje się muzeum i kaplica św. Trójcy, jej gotyckie wnętrze pokryte jest polichromią w stylu rusko-bizantyńskim. Na dziedzińcu zamku jedna z najstarszych budowli na Lubelszczyźnie XIII-wieczna wieża donżon. Kto ma siły może pojechać na Majdanek gdzie w czasie II wojny światowej mieścił się niemiecki obóz koncentracyjny. Jeden dzień to zbyt mało aby zwiedzić choć najstarszą część liczącego 700 lat miasta. Zawsze pozostaje niedosyt, to dobrze bo mobilizuje do kolejnych wypraw, oczywiście rowerowych. Ze smutkiem muszę powiedzieć, że czas naszej eskapady dobiegł końca. Jutro w dwóch grupach wracamy do Kalisza. Rankiem odprowadzam na dworzec kolejowy pierwszych opuszczających Lublin, okazuje się, że dla rowerów nie ma przedziału, trzeba je „upchnąć” na korytarzu. Wracam na kwaterę aby przygotować się do wyjazdu. Ruszamy następnym pociągiem z przesiadką w Warszawie, stąd rowery mają swoje miejsce ale jesteśmy w różnych wagonach. Wieczorem docieramy do Kalisza. Nadszedł czas na małe podsumowanie. Nasza grupa w liczbie 11 osób przejechała nie licząc podróży pociągiem 600 kilometrów rowerami, w większości trasy biegły w pasie przygranicznym, pogoda nam dopisała i mogliśmy cieszyć oczy zmieniającymi się obrazami wokół nas. Czerwiec jest miesiącem kiedy przyroda zachwyca pięknem i świeżością kolorów i zapachów. Był to czas wysiłku a jednocześnie odpoczynkiem od rutyny codzienności. Trudno jest się rozstawać i wracać do rzeczywistości, ale już mamy plany na przyszły rok, chcemy kontynuować podróż i poznawać piękno i bogatą historię naszego kraju. Pragnę podziękować wszystkim uczestnikom za ten wspólnie spędzony czas, za uśmiech, życzliwość, za bycie razem i do zobaczenia na szlaku.
Tekst: Jolanta Glapinska
Zdjęcia: Adam Wojcieszak
Zdjęcia: Marek Glapiński