Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę
musisz się poruszać naprzód
- Albert Einstein

Green Velo I Etap

Green Velo cz. I – Końskie – Przemyśl
Tę wyprawę można by zilustrować muzyką Vivaldiego – Cztery Pory Roku:
- ze względu na zmienność naszych nastrojów – od nadziei pięknego rajdu poprzez radość z bycia razem i przeczucia niezwykłości tego rajdu, do smutku niespełnienia;
- ze względu na zmienność pogody – od wiosennego smagania ciepłem promieni słonecznych poprzez lekki deszcz letni i jesienną szarugę do opadów zimowego śniegu.
Jeszcze w niemal świątecznym nastroju, z nienacieszonymi się bytnością z najbliższymi sercami, dnia 18 kwietnia o brzasku 17 uczestników rajdu na Green Velo załadowało swoje rowery na przyczepę i wsiadłszy do busa prowadzonego przez super kierowcę Michała ruszyło ku przygodzie. Przed Końskimi oczom naszym ukazały się lecące z nieba mokre śnieżynki. Zdumienie i obawa wraz z pewną dozą nadziei przebiegały przez nasze myśli i serca. W Końskich czekały już na nas w Centrum Informacji Turystycznej, przygotowane przez życzliwe wszystkim turystom panie, dwa rodzaje paszportów turystycznych. Z życzeniami szczęścia ruszyliśmy do Oblęgorka. Stąd tak naprawdę miała rozpocząć się nasza przygoda rowerowa. Posejdon - bóg wód, chmur i deszczu – nie był nam jednak przychylny. Po kostki w śniegu dobrnęliśmy do Wystawy Kowalstwa Artystycznego „Stara Kuźnia”. Krótka narada i organizator Jarosław Karpisiewicz podejmuje decyzję – „Należy oddać hołd naturze – z nią nie wygramy”. Pokonani, ale z humorami jedziemy busem do Kielc, gdzie dołącza do nas Krzysiu z Ostrowa Wlkp. który dojechał pociągiem. Przepiękny widok: na żółto kwitnące forsycje tonące w morzu białego śniegu. Wyjście do Muzeum Zabawek – zaczarowany świat lat dziecinnych, wspomnienie chwil, które już się nie wrócą, odnajdowanie w sobie „dziecka”. I tak zakończył się pierwszy dzień.
Drugi dzień – deszcz siąpi raz mocniej, raz słabiej. Prognozy pogody analizowane na bieżąco. Co robić? Tylko sześciu twardzieli decyduje się na jazdę rowerem, a reszta busem do Ujazdu pod zamek Krzyżtopór. To robi wrażenie – czuję się tam wzniosłość i jednocześnie przemijanie, potęgę i kruchość. A nasi „śmiałkowie” po przejechaniu w śniegu i deszczu 33 km dołączają do nas. Już razem, po decyzji o zmianie trasy, ruszamy do Opatowa. Zwiedzamy osobliwość tego miasta – podziemia kamienic oraz kolegiatę św. Marcina. Tam poznaliśmy „panny powłóczne" i „szczodrego Marcina z cudzej kiesy"
No i nocleg. Tak minął dzień drugi.
Czwartek i piątek – „Charyty”- boginie wdzięku, piękności i radości zlitowały się i dały nam ładną pogodę. Nareszcie wszyscy na rowerach: Sandomierz ze starówką, Radomyśl nad Sanem – Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej i Pocieszenia skąd jeszcze nikt nie odszedł bez ulgi w sercu do Rudnika nad Sanem z Muzeum Wikliniarstwa. Niesamowite miejsce i pobudzenie wyobraźni. Warto odwiedzić! Ponownie zaopatrzeni w paszporty turystyczne na następne królestwo, choć my zwykli ludzie, a nie książęta. Piątek – klasztor bernardynów ze słynnymi organami w Leżajsku, wędrówka dróżkami parkowymi w Łańcucie i odwiedzenie ciekawych miejsc na starówce rzeszowskiej. Zjazd na nocleg.
Sobota – deszcz, wiatr i deszcz. Znowu tylko szóstka najodważniejszych rusza na podbój Green Velo z Hermanowej do Skopowa - kamikadze. Przed nimi tylko podjazdy, góry oraz rzęsisty deszcz i wiatr. Oczywiście na ich drodze pojawiały się urokliwe kościółki katolickie i prawosławne. Dali radę – i wieczorem zjechali na spoczynek: wymęczeni, przemoczeni, ale radośni z pokonania najtrudniejszego odcinka trasy w niesprzyjających warunkach.
Niedziela – pochmurno z nieciekawą prognozą pogody. Ruszamy jednak na rowerach do zaplanowanego celu „podboju” trasy czyli Przemyśla. Bywają podjazdy, ale już mniejsze, trasa wiedzie wzdłuż Sanu. I gdyby nie deszcz, a momentami nawet zacinający śnieg, który zalepiał okulary i oczy – byłoby cudownie, bo i słońce raczyło na nas spojrzeć.
Najważniejsze jednak było niewidoczne dla oczu – pogoda w sercu. Wracamy pokonani, ale nie zwyciężeni. Mamy też wśród siebie herosów. Całość zaplanowanej trasy to 420 km. Przejechane przez śmiałków - 350 km. Pozostali jak kto mógł.
Trzeba jednak przyznać, że południowy odcinek GREEN VELO jest oznakowany bardzo dokładnie,  a w sierpniu przekonamy się o tym zaliczając II etap.
Szczere podziękowania dla organizatora Jarka Karpisiewicza oraz dla uczestników za humor i wyrozumiałość na tym „Łańcuchu Atrakcji”.

Tekst: Władysław Stawicki


Zdjęcia: Jarosław Karpisiewicz

Zdjecia: Jarosław Karpisiewicz

UWAGA! Ten serwis używa cookies.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem