Jest częścią twojego ciała, a wszystkie ruchy na nim są całkowicie naturalne
- kiedy tak poczujesz się na rowerze, będziesz dobrym kolarzem
- John Tomac

Na safari rowerami

28 czerwca. Planowane zwiedzanie pałacu w PODDĘBICACH, zwanego "Małym Wawelem", ze względu na przedłużający się remont musieliśmy sobie darować, dlatego naszą sobotnią wyprawę rozpoczęliśmy od... safari zoo, które znajduje się w BORYSEWIE. Najpierw pieszo podziwialiśmy zwierzęta z całego świata (strusie emu i nandu, zebry, antylopy, kangury, pozujące nam białe tygrysy bengalskie, parę leniwych lwów oraz dwie żyrafy: Tania i Tim). W tym czasie, gdy kolega Jacol poświęcał się pilnowaniu naszych jednośladów, my zafundowaliśmy sobie przejażdżkę kolejką, z której było widać ogrom całego ogrodu i pasących się tam jeszcze innych zwierząt.

Po "odpaleniu" naszych rumaków, celem naszym była mieścina WIERZCHY, a później PĘCZNIEW – miejscowość nad zalewem Jeziorsko z drewnianym kościółkiem pw. św. Katarzyny oraz skromnym budynkiem Poczty Polskiej. Dalej, kręcąc przez środek stawów hodowlanych piękną asfaltówką, a później leśną i polną szutrówką, dotarliśmy do BRODNI i drewnianego kościółka z 1761 roku, gdzie jego gospodarz, ks. Tadeusz, otworzył nam swoją świątynię. W BRZEGU dołączyła do nas koleżanka Ewa (KTG WATRA), by w większym gronie we wsi GLINNO odszukać porozrzucane i zarośnięte powojenne bunkry. W KAMIONACZU, w sąsiedztwie nowego dworu-restauracji stoi jeszcze zapomniana i zdewastowana posiadłość rodu Wanierowskich. W odległości jednego kilometra natrafiamy na kolejny kościółek pw. św. Marcina. Od tego miejsca do naszej grupy dołączył... pies przybłęda, który nie chciał nas opuścić i towarzyszył nam przez kolejne 5 kilometrów do BISKUPIC. Tam, za zgodą pani dyrektor, otworzyła się przed nami brama wjazdowa do domu opieki społecznej. Ale jakiego domu! Był to ceglany pałac – zameczek – o nieregularnej bryle, nawiązujący do angielskiego trendu, a wzniesiony w latach 1904-1905 dla Stanisława Graevego – miłośnika Ziemi Sieradzkiej. W obawie o bezpieczeństwo "naszego" czworonoga, zmuszeni byliśmy zastosować fortel i pożegnać kundelka, gdyż pewien odcinek drogi do TUBĄDZINA przebiegał drogą krajową. Tam niestety piękny park i dwór-muzeum Walewskich zastaliśmy zamknięty. Nie nasyciwszy wzroku, chcieliśmy napełnić żołądki, więc depnęliśmy na GRUSZCZYCE, gdzie czekał już na nas zastawiony stół w posiadłości państwa Marii i Sylwestra Gajewskich – właścicieli dworu Wrząca i jednego ze sponsorów Tour de Calisia. Baaardzo ugoszczeni, po ciepłym i dłuuugim pożegnaniu, wraz z zapakowanymi rowerami rowerzyści powrócili busem do Kalisza.
Jarosław Karpisiewicz

UWAGA! Ten serwis używa cookies.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem